Po południu spotkanie z wyborcami w Miedzeszynie. Był ze mną Lechosław Goździk, bohater Października, 25-pięcioletni, skupiony, poważny, o miłym wyglądzie. Jest bardzo popularny i gdziekolwiek się pojawi, wzbudza entuzjazm. Psuje go powodzenie. Na sali w Miedzeszynie było około dwustu osób, przeważnie z pobliskich osiedli. Nie umiem mówić do ludzi prostych, męczę się i nie wiem, co do nich dochodzi, co nie dochodzi.
Miedzeszyn, 5 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Po południu w Płudach, czyli w głębi dzikiego kraju, 20 kilometrów za Warszawą. Miało tam być spotkanie z wyborcami. Przesmutna droga, brzydka, pusta, z domkami byle jak skleconymi, bez światła elektrycznego!!! Dla pogłębienia ponurego wrażenia trzeba dodać i to, że dął wicher i padał deszcz. Błądziliśmy po drodze i grzęźliśmy w piasku.
Zebranie odbywało się w kinie „Uciecha”, nowo budowanym. Gmach duży i oświetlony, ale nieogrzany. Ziębliśmy okropnie.
Ludzi dużo, sama biedota, aż się serce kraje. Zaczęło się od pytań, kierowanych do kandydatów na sejm. Cóż to były za pytania, pożal się Boże?! Dużo ludzi mówiło o swojej nędzy i o tym, że tak ciężko żyć. Nie padały żadne akcenty polityczne, wysuwano tylko swoje biedy.
Odpowiadał jako pierwszy Jan Pietkiewicz, ekonomista, zażywny jegomość. Mówił około godziny w sposób nudny i zawiły. Po nim przemawiał Goździk, znany i tutaj, przyjmowany entuzjastycznie. Słuchałem z uwagą, bo to wszakże postać nieomal historyczna. Goździk mówi niepewnie, raczej cicho, nie posługuje się żadnymi sloganami. Zna dobrze zagadnienia gospodarcze, zwłaszcza wszystko, co dotyczy przemysłu. Mówił, że jest ciężko — i że jest dużo wrogów, którzy by chcieli zniszczyć zdobycze październikowej rewolucji. Przedstawiał dość ponury obraz rzeczywistości, zwrócił też uwagę na to, że jesteśmy osamotnieni, że odbywają się w bloku państw socjalistycznych konferencje gospodarcze, na które nie jesteśmy zaproszeni. Ten obraz rzeczy wymaga wielkiego wysiłku całego narodu, by zdobycze Października utrzymać i rozwijać.
Zabrałem głos po nim, ale nie mówiło mi się dobrze. Nawoływałem do wzajemnego zaufania i do udziału w wyborach, bo to zadecyduje o dalszym losie Polski.
Warszawa, 7 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.